Christopher Alexander w „Języku wzorców” pisze:
„Przestrzeń zewnętrzna, która jest jedynie „tym co pozostało” między budynkami, w zasadzie nie będzie użytkowana.”
Alexander określa dwa rodzaje przestrzeni – negatywową, bezkształtną i pozytywową, o określonym, zamkniętym, wyraźnym kształcie, którego granice można choćby częściowo, wyznaczyć. Przywołuje analizy Camillo Sitte, z których wnioski są jednoznaczne jeśli chodzi o wpływ rodzaju przestrzeni na aktywność ludzi. To właśnie przestrzenie pozytywowe, place i placyki tworzące systemy wnętrz, częściowo zamknięte, ale też otwarte na kolejne wnętrza uliczek bądź placów, były najbardziej popularne i odwiedzane. Wspomniany Sitte jednocześnie wskazuje na wiele mówiący przykład budowania ważnych budowli, jakimi były kościoły, w dawnych czasach. Z przeanalizowanych 255 kościołów, tylko 6 jest wolnostojących. Pozostałe, w mniejszym bądź większym stopniu, łączyły się z innymi budynkami. W Rzymie zaś nie powstał żaden(!) kościół, który nie styka się z inną budowlą. Trudno, z resztą, odnaleźć tam inne, poza starożytnymi w obrębie Forum Romanum, budowle, które istniałyby same dla siebie.
Plan Rzymu, narysowany przez Nolliego, dobitnie o tym świadczy. Jakże to odmienne od współczesnego myślenia o architekturze, w którym przeważa dążenie do budowania osobnych budynków generujących negatywową przestrzeń, ale za to skupiających niewątpliwie uwagę na swojej formie. Przykład? Biurowe centrum Warszawy ze szklanymi wieżowcami. Nieprzyjazna, wietrzna przestrzeń, którą się przebywa. Byle szybciej, bo nie ma co szukać zaułków, placyków czy przytulnych uliczek, które mogłyby spowolnić rytm kroków. Są za to wysokie, nie do ogarnięcia wzrokiem, budynki, które wieczorem pustoszeją.
Dodaj komentarz