Starzy ludzie mają w sobie specyficzny spokój wynikający z życiowych doświadczeń. Niczego nie muszą udowadniać, niczego nie muszą bronić. Ich ciała i umysły niosą historie, o których młodzi mogą czasem tylko pomarzyć. Ich niespieszność wynika nie tylko z fizycznego niedomagania, często po prostu nigdzie im się nie spieszy. Przypomina mi się obraz panów, których mijam regularnie w okolicy mojego domu. Jest ich trzech. Umawiają się codziennie na przechadzkę, podczas której rozprawiają o jakichś bardzo skomplikowanych naukowych sprawach. Idą powoli, choć żywo gestykulując. Czasem zaśmieją się, czasem pokłócą. Ubrani lekko odświętnie roztaczają wokół siebie zapach wody kolońskiej. Bardzo lubię ich mijać i patrzeć na to ich „już nic nie muszę…”
Na czym polega fenomen starych miast? Dlaczego wybieramy je jako cel podróży? Czego w nich poszukujemy? Przecież nie chodzi chyba tylko o to, że są stare. Coś więcej musi z tego wynikać.
W zaułkach starych miast lub historycznych centrów unosi się specyficzny zapach. Najbardziej lubię go tuż po majowym, popołudniowych deszczu. To mieszanka aromatów nagrzanego słońcem kamienia, przesiąkniętych deszczem murów i kwiatowych pyłków z kwitnących drzew. Często z otwartych okien dociera zapach przygotowywanego posiłku.
W ciszy zaułków można naprawdę poczuć, doświadczyć miasta, jego materii, cielesności. Wszystko jest blisko, na wyciągnięcie ręki. Subtelne załamania murów, krzywizny fasad, nierówności łatanej posadzki. Nisze, zagłębienia, murki i schodki zachęcające do odpoczynku i kontemplacji, ułatwiające percepcję z różnych stron i poziomów. Mimo obecności innych ludzi, panuje tam spokój. Szum rozmów, odgłosy z otwartych kawiarenek nie przeszkadzają w skupieniu i przyglądaniu się. To miasta, które pozwalają sobie na bliskość. Nie wstydzą się swoich niedoskonałości. W pełnym świetle ukazując blizny i zranienia.
Narastające latami struktury przenikają się i dopełniają, co rusz budując interesujące kompozycje i widoki. Nic nie jest takie samo, choć wszystko jest spójne. Inne, ale tożsame.