Często mówi się o tym, że jakieś miasto albo miejsce ma atmosferę, klimat, a innemu go brak. Jak to poczuć? Co kryje się za tym „genius loci”? Nic materialnego, raczej jakieś cechy, odczucia płynące jednak zarówno z kontaktu z materialnością miejsca, jak i jego historią, znaczeniem. Miejsce to już coś oswojonego, poznanego, to nie tylko przestrzeń. A zatem duch miejsca zrodzić się może jedynie w relacji człowiek-miejsce, nie istnieje sam z siebie. Wzbogaca człowieka, inspiruje, rozbudza emocje i uczucia, wpływa na niego na wiele sposobów. Może być, a zaraz potem zniknąć, bo zmienią się właściwości miejsca. Trzeba umieć go rozpoznawać, by rozumieć i chronić.
To chyba coś tak intersubiektywnego i trudnego do zdefiniowania jak piękno. Im dłużej się nad tym zastanawiam, tym bardziej utwierdzam się w przekonaniu, że nie ma jednej definicji. Jednak na potrzeby tego wpisu, spróbuję przyjrzeć się własnym wspomnieniom, zapamiętanym wrażeniom z miejsc, które, w moim odczuciu, mają wyjątkową atmosferę. Może uda mi się określić czym jest to abstrakcyjne bardzo pojęcie.. Nie będę wdawać się w naukowe rozważania, bo powstało ich dużo w temacie genius. Chcę przyjrzeć się temu, co definiuje moje odczucie ducha miejsca.
Mam pewne własne kryteria oceny, jak każdy. Pierwszym jest moje tempo poruszania się. Im bardziej zwalniam tym lepiej, tym bliżej jestem odnalezienia genius. Jeśli przysiądę – już wiem, że mogę wpisać miejsce na listę tych, którym chętnie poświęcę więcej czasu, do których powrócę. Szwędanie się, wałęsanie, spacerowanie – moje narzędzia poznawania miasta. Bez celu, niczym miejska flaneuse* – chyba, że celem jest poruszanie się, przemieszczanie się samo w sobie. Jednak dla mnie cel jest jednak bardziej punktowy, proces – to coś co trwa, ma jakiś czas, choćby trudny do określenia.
Więc szwędam się, pozwalam się sobie zgubić i jeśli ścieżka jest intrygująca, jeśli jakkolwiek mnie porusza, zachwyca lub wzrusza – dobrze trafiłam. Idę dalej.
Atmosfera miejsca ma jednak bardzo lokalny charakter i w obrębie miasta, zwłaszcza dużego, może mieć różne oblicza, może pojawiać się lub znikać. Zdecydowanie łatwiej mi ją poczuć i jakoś określić w małych miejscowościach. W dużych miastach często się gubię, przytłoczona szumem, pędem, natłokiem bodźców. Uciekam wtedy poszukując ciszy, wchodzę w zaułki. Poszukuję wnętrz ulic, z wyraźnymi pierzejami, ustawionymi blisko siebie. Zatem duch ma jakąś geometrię, jakiś kod, który można odnaleźć i określić. Bardzo trudno odnaleźć genius w podmiejskich centrach pudełkowych marketów i parkingowej przestrzeni pomiędzy mini.. Dość łatwo – w miejskich wnętrzach południowej Italii.
Moje szwędanie się po miastach sprowadza się często do rytmu krótkich przechadzek przeplatanych statycznym patrzeniem z pozycji kawiarnianego stolika wystawionego na chodnik albo stojącej w zaciszu ławki. Obserwuję wtedy ludzi, ale też światło, proporcje, barwy. Jestem blisko architektury, często plecami oparta o mur. A zatem poszukuję ducha również w materii, w zetknięciu z nią, bezpośrednim poczuciu. Ale nie wystarczą tylko ciepłe, nagrzane słońcem, kamienne ławki. Genius to coś więcej..
Czasami w miastach wyczuwam coś, co trudno określić. To ta niematerialna warstwa miasta – jej historia, przeszłość, która odcisnęła swoje piętno. Świadomość minionych zdarzeń dodatkowo przybliża mnie do głębokiego poczucia i zrozumienia miejsca. A zatem genius jest mieszanką.. I nie ma nic wspólnego z funkcją – ta może się zmieniać. Genius moich miejsc to proporcje, rytm, tempo, inspirujący melanż odczuć i wiedzy o miejscu.
*flaneuse, flaneur – chcesz wiedzieć więcej? klik!