Muzyka i architektura. Architektura i muzyka. Napisano i powiedziano już tyle w tym temacie. Jest rytm i harmonia i nawet cisza na swój sposób i tu i tam. Jak to jest, że jedne melodie zapadają nam tam bardzo w głowę, że słyszymy je długo po koncercie? Albo dlaczego są takie, których możemy słuchać w kółko, choć czasem nie potrafimy ich powtórzyć? Zawsze mnie to zastanawiało..
Śpiewałam kiedyś w chórze. Wiedziałam i rozumiałam co znaczy współbrzmienie i dlaczego tak ważna jest odpowiedzialność każdej osoby. To nieprawda, że w chórze łatwo ukryć jakiś fałsz. Dyrygent i wprawne ucho słuchacza słyszy go doskonale, a nadzieja, że takich uszu będzie niewiele to niepoważne traktowanie odbiorców. Dlatego każdy chórzysta musi znać każdą nutę utworu, znać na pamięć takty wstecz i do przodu, wiedzieć co będzie za dwie linijki.
Ale piękna jest też improwizacja jazzowa. Początek, temat, puszczona muzyczna nić, która z czasem rozwija się, poddaje wariacjom, deformuje i znów wraca do tematu, by znowu rozwinąć się, ale w odmienny sposób. Wciąż jednak, w każdym takcie pobrzmiewają ślady „prototypu”, bazy, wokół której budowane są dźwięki. Czasem dobrze znane melodie przybierają nowe, ciekawe brzmienia. Wciąż jednak rozpoznajemy w nich te bazowe dźwięki, które dały im początek.
W muzyce i architekturze znajduję wiele analogii. Często patrzę na architekturę miasta jak na muzykę. Szukam zasad, tematów, napięć powodujących ciarki na plecach i momenty wzruszeń. Bywa, że pozornie trudne, nieoczywiste miasto pozwala odkryć w sobie niezwykłe miejsca, które albo zaraz chcę pokazać komuś albo zachować tylko dla siebie, by kiedyś do nich wrócić i odkryć w nich coś nowego. Zupełnie jak z muzyką. Ta trudniejsza – inspiruje i daje wiele satysfakcji kiedy już się ją głębiej pozna i zrozumie.
Dodaj komentarz